Tłukę rachunkowość finansową. Znowu. Nienawidzę tego przedmiotu tak bardzo, że z każdą kolejną księgowaną operacją mój pyszny obiad wędruje układem trawiennym coraz wyżej i wyżej... aktualnie znajduje się gdzieś w połowie przełyku, więc do porzygu już krótka droga. Czerpię jednak perwersyjną przyjemność z faktu, że T. właśnie dzisiaj miał pierwsze zajęcia z tego gówna. Niah niah niah :]
Całe szczęście zmyślny T. widząc moje katusze postanowił mnie wyciągnąć na spacer. Było to kolejne wyjście w moich koturnach, które okazały bardzo wygodne, zwłaszcza że zapobiegliwie zamontowałam już w nich żelowe wkładki. W czwartek premiera moich zielonych szpilek - właściwie cieszę się, że nie piję, bo chodzenie w nich po pijaku skończyłoby się zapewne mało fajnie :D Cóż, na trzeźwo to też nie jest proste, ale przynajmniej panuję nad ciałem i procesami fizjologicznymi :p
outfit:
- swetr no name, SH "Kreator"
- rajstopy Gatta
- koszula Orsay
- buty www.deezee.pl
- torebka Bulaggi (kupiona za 5 zł na "wystawkach" - jak ludzie mogą wyrzucać takie rzeczy?!)
- pasek z szafy
- bransoletki www.romwe.com, Orsay, H&M
<3
świetny ten jasny sweterek pod spodem.
OdpowiedzUsuńświetnie wyglądasz ! :)
OdpowiedzUsuńprzepiękna ta torba!
OdpowiedzUsuń